Jak barwnie brzmi cisza! O wystawie prac malarskich Aleksandry Anny Sikorskiej
W ciągu trzech dni ekspozycję zobaczyło blisko 100 osób, w tym osoba szczególnie mi bliska i dla mnie najważniejsza – moja Córka Lidia.
Jest to bez wątpienia sukces frekwencyjny.
W tym miejscu serdecznie dziękuję za obecność:
- Nauczycielkom i Opiekunkom oraz Uczennicom i Uczniom z Językowej Integracyjnej Szkoły Podstawowej im. Aniołów Stróżów w Trzebnicy;
- Osobom Niedowidzącym oraz ich Opiekunce;
- Uczestnikom Warsztatów terapii zajęciowej w Trzebnicy wraz z Opiekunkami;
- Dyrektor Powiatowego Zespołu Szkół im. Jana Pawła II w Żmigrodzie wraz z Nauczycielkami i Uczennicami.
Autorka wpisu na stronie Językowej Integracyjnej Szkoły Podstawowej im. Aniołów Stróżów w Trzebnicy nazwała tę wystawę „niezwykłym wydarzeniem” . Ów epitet pojawia się w tekście jeszcze kilkukrotnie, co jest dla mnie niesłychanie ważną informacją na temat recepcji obrazów Aleksandry Anny Sikorskiej przez najmłodszych uczestników ekspozycji, a zarazem rówieśników Artystki.
W przywołanej notatce pojawia się również następująca informacja: „nasi uczniowie już zapowiedzieli, że również chcieliby w ten sposób realizować swoje artystyczne pragnienia”.
Szanowni Państwo.
te same słowa usłyszałem z ust Uczestniczki Warsztatów terapii zajęciowej w Trzebnicy podczas drugiego dnia wystawy. Kobieta, która to powiedziała, otarła się o depresję. Bardzo boleśnie przeżywała odrzucenie przez znaczną część społeczeństwa tylko ze względu na trisomię chromosomu 21. Ze łzami w oczach mówiła, że cieszy się, że są osoby, które za pośrednictwem sztuki wyrażają nie tylko własne emocje, ale i te, których doświadczają inne osoby niepełnosprawne.
Fenomen obrazów Aleksandry Anny Sikorskiej polega zatem na tym, że stanowią one obrazowy ekwiwalent przeżyć wewnętrznych; są ujętym w formie ikonicznej nader intensywnym, uniwersalnym przekaz emocjonalnym, jednakowo czytelnym zarówno dla osób niepełnosprawnych, jak i tzw. ludzi normatywnych.
Szanowni Państwo,
Ola Sikorska nie ukończyła jeszcze 11. roku życia, a ma za sobą już 27 wystaw, wliczając w to ekspozycję w Starostwie Powiatowym w Trzebnicy. Jej prace można było podziwiać m.in. w Warszawie, Krakowie, Poznaniu czy Wrocławiu.
Ola ma autyzm.
Nie mówi.
Sztuka jest dla niej jedyną formą porozumiewania się z otoczeniem i wyrażania siebie.
Ta forma ekspresji ma wyraźny charakter autoterapeutyczny. Ola, podobnie jak wspomniana Uczestniczka Warsztatów terapii zajęciowej w Trzebnicy, otarła się o depresję. Jej pierwszy obraz, którego reprodukcję mogliśmy oglądać podczas wystawy w sali konferencyjnej Starostwa Powiatowego w Trzebnicy przy ul. Leśnej 1 przedstawiał ludzką twarz, namalowaną na okładce bloku rysunkowego w formacie A3. Był to ponury wizerunek. Podobnie jak późniejszy obraz jesieni, w którym dominowały mroczne kolory. Z biegiem czasu Ola zaczęła używać jaśniejszych odcieni. Dzięki swojej twórczości przestała widzieć świat wyłącznie w czarnych barwach.
Tato Oli – Pan Dominik Sikorski – podjął próbę klasyfikacji prac Córki. Podzielił obrazy na cykle, wśród których znalazły się m.in. wiry, wybuchy, cykl ramkowy, morze, rośliny itp.
Szczególnie jeden z obrazów z cyklu „Wiry” przykuł moją uwagę. Tak jak i Panu Dominikowi skojarzył mi się on z magicznym portalem – tajemniczym przejściem, prowadzącym z dostępnego nam świata do wewnętrznego świata Oli.
Warto zwrócić również uwagę na to, jak mała malarka dba o odwzorowanie szczegółów – w obrazach przedstawiających liście można było nie tylko zobaczyć, ale i poczuć pod palcami misternie odtworzone unerwienie blaszki liścia: z uwagi na uczestnictwo w wystawie osób niedowidzących była również możliwość dotykania eksponowanych prac, o urozmaiconej fakturze, wypukłych lub wklęsłych, a czasem płaskich, jak zwykłe obrazy.
Należy dodać, że reprodukcje prac Oli pojawiły się nie tylko na okładkach licznych książek, ale i stanowiły inspirację twórczą dla poetki – Pani Anny Lisowiec. Rezultatem tego oddziaływania było powstanie książki poetyckiej, zatytułowanej „Między palcami a ciszą / Kolory jej duszy się kołyszą”, wydanej w Górze w 2019 r., której współautorką jest Aleksandra Anna Sikorska. Ujęte w tym tomie wiersze Pani Lisowiec są przykładem ekfrazy, czyli są literacką interpretacją ikonicznego tekstu kultury. Stanowią swego rodzaju przekład intersemiotyczny obrazów Oli. Z tego względu należy je czytać wyłącznie w kontekście opublikowanej obok tekstu reprodukcji dzieła nastoletniej Artystki.
Obecni w czasie wystawy Rodzice Oli – Pani Ania i Pan Dominik Sikorscy – opowiadali uczestnikom wydarzenia nie tylko o pracach swojej Córki i przebiegu procesu twórczego: Pan Dominik pokazał nawet film, dokumentujący pracę Oli nad obrazem, ale i przybliżali obecnym tematykę autyzmu i zespołu Aspergera. Poziom wykładu naturalnie dostosowany był do wieku i możliwości percepcyjnych odbiorców. Dzieciom z Językowej Integracyjnej Szkoły Podstawowej im. Aniołów Stróżów w Trzebnicy np. Pani Ania opowiadała o tym, co łączy zachowania kotów i osób z zespołem Aspergera.
Oddziaływanie hipnotyzujących obrazów Oli i współdziałanie Jej Rodziców, a w szczególności doświadczanie łączącej Ich relacji, polegającej na wzajemnym wspieraniu się w podejmowaniu działań dla dobra dziecka wywołało oczywiście efekt synergii.
Gdy podsumowywałem w środę tę niezwykłą wystawę byłem zatem nie tylko pełen wrażeń estetycznych, ale i zostawałem z przekonaniem, że nawet w takiej sytuacji, gdy niepełnosprawność jednego z członków rodziny wpływa destruktywnie na resztę rodziny, nie musi to automatycznie oznaczać jej rozpadu. W odniesieniu do tej konkretnej sytuacji – konsekwencją urodzenia autystycznego dziecka czy szerzej dziecka niepełnosprawnego nie musi być rozbicie rodziny, spowodowane np. porzuceniem dziecka i/lub odejściem jednego z partnerów.
Odwołując się do słów Pana Dominika i opierając się na osobistych wspomnieniach jestem pewien, że choroba jednego z członków rodziny de facto dotyka wszystkie należące do niej osoby. Wówczas jednak, co zostało ugłośnione przez Pana Dominika Sikorskiego, konieczne jest sformułowanie strategii przetrwania rodziny, czyli znalezienie sposobu na poradzenie sobie z niepełnosprawnością osoby najbliższej.
Pan Dominik podkreślił, że w pierwszej kolejności w przypadku Jego Rodziny była to rezygnacja z narzucania Oli konieczności wpisania się w model dziecka normatywnego i zastąpienie tego dążenia podejmowaniem działań, mających na celu uszczęśliwienie dziewczynki. Oznacza to w moim rozumieniu, że ważniejsze dla Państwa Sikorskich jest to, żeby Ich Córka rozwijała się w swoim tempie, bez presji dorównywania normatywnym rówieśnikom i żeby czuła się kochana i akceptowana przez swoich Rodziców.
Bardzo ważne z punktu widzenia ocalenia rodziny jest również podejmowanie aktywności, wzmacniających rozwój osobisty – w przypadku Pani Ani jest to prowadzenie bloga, Pan Dominik natomiast spełnia się jako nauczyciel akademicki – jest pracownikiem naukowym w Instytucie Geografii i Rozwoju Regionalnego Uniwersytetu Wrocławskiego.