Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej
80 lat temu – 11 lipca 1943 r. – Ukraińska Powstańcza Armia i powiązane z nią formacje dokonały zbrojnego ataku na ponad 100 miejscowości zamieszkiwanych przez Polaków w powiatach włodzimierskim, horochowskim i kowelskim.
W wydanej na początku lata 1943 r. tajnej dyrektywie członek Prowidu OUN Dmytro Klaczkiwśky pisał do podległych sobie dowódców: „Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. […] Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi”.
W antypolskiej akcji wzięły udział dwie rywalizujące ze sobą frakcje OUN – Stepana Bandery i Andrija Melnyka.
Ukraińscy nacjonaliści zaatakowali w niedzielę. Dzień ten nie został wybrany przypadkowo, ponieważ mordercy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że Polacy będą masowo gromadzili się w kościołach, by uczestniczyć w Mszach Św.
W powiecie włodzimierskim akcję poprzedziła koncentracja oddziałów UPA w lasach zawidowskich. Pojawili się tam też agitatorzy z Małopolski Wschodniej, którzy przekonywali miejscową ludność o konieczności masowej eksterminacji Polaków. Jednocześnie nacjon aliści ukraińscy kolportowali ulotki, zachęcające naszych rodaków do wspólnej z UPA walki z Niemcami i Sowietami. Działalność dezinformacyjna band UPA i jej zwolenników była niestety skuteczna. Świadczy o tym los Dominopola, gdzie z inspiracji banderowców powstał polski oddział partyzancki do wspólnej walki z Niemcami, który potem został bestialsko wyrżnięty przez domniemanych sojuszników.
„Krwawą niedzielę” poprzedziły bezowocne negocjacje między polskim podziemiem, a przedstawicielami OUN-B, czyli banderowcami. Stronę polską reprezentowali Zygmunt Rumel – przedstawiciel Wołyńskiego Delegata Rządu oraz ppor. Krzysztof Markiewicz – oficer AK z Lubomla. 9 lipca 1943 r. wraz z woźnicą udali się oni do sztabu UPA. 10 lipca wszyscy trzej zostali zamordowani we wsi Kustycze k. Turzyska. Prawdopodobnie rozerwano ich końmi.
Rzeź zaczęła się dn. 11 lipca 1943 r. o godz. 03.00. Nacjonaliści ukraińscy zaatakowali kolonię Gurów, gdzie zamordowali 202 Polaków. Następnie napadli na Wygrankę, zabijając kolejne 150 osób. W Porycku, Chrynowie, Kisielinie, Krymnie i Zabłoćcach banderowcy zaatakowali uczestników niedzielnych Mszy Świętych. Po wdarciu się do kościoła w Porycku banderowcy obrzucili zgromadzonych granatami, a później „każdy z nich, idąc obok rzędów ławek, zaczął strzelać osobno do każdego człowieka. Zabijali pomału, z dokładnością, aby trafić w każdą osobę”. Podobnego bestialstwa nacjonaliści ukraińscy dopuścili się w Chrynowie, gdzie zmasakrowali uczestników Mszy Świętej ogniem z karabinu maszynowego oraz granatami.
W Kisielinie część wiernych zabarykadowała się na piętrze budynku plebanii. Dysponując jedynie cegłami z rozbieranego pieca i odrzucając granaty przeciwnika ukrywający się tam Polacy stoczyli dramatyczną, trwającą kilkanaście godzin walkę o życie. Pozostałych wiernych, którzy nie stawili oporu lub nie zdążyli się ukryć, banderowcy wywlekali pod dzwonnicę i bestialsko mordowali.
Nacjonaliści ukraińscy zamordowali w Orzeszynie 306 osób, w Porycku – 222 osoby, w Dominopolu – 202, w Sądowej – 160, w Chrynowie – 150, w Gucinie – 147, w Zamliczach – 118, w Stasinie – 105, w Kisielinie – 90, w Suchodołach – 80, w Nowinach – około 80, w Zabłoćcach – 76, w Liniowie i Biskupiczach Górnych – 70.
W kolonii Orzeszyna na 340 mieszkańców ocalało zaledwie 34, we wsi Sądowa zaledwie 20, a w kolonii Zagaje jedynie kilkanaście osób.
Jedyną polską placówką, gdzie odparto atak UPA, była stacja kolejowa w Zwiniaczach, ponieważ jej pracownicy dysponowali bronią palną.
Nikt nie zginął w Witoldówce, gdzie Polacy uciekli przed napadem, a także w Bielinie, który uratowała interwencja dwóch ukraińskich sołtysów. W Kalinówce wierni wyprowadzeni z kaplicy do stodoły zostali wypuszczeni również na skutek interwencji ukraińskich sołtysów.
Według niepełnych danych w niedzielę 11 lipca 1943 r. z rąk UPA zginęło ponad 3.100 Polaków. Tego dnia banderowcy zrównali z ziemią 97 wsi i kolonii oraz 13 majątków.
11 lipca 1943 r. życie straciło dwóch rzymskokatolickich duchownych: Jan Kotwicki i Józef Aleksandrowicz.
UPA przeprowadziła skoordynowaną akcję antypolską także 12 lipca 1943 r., w przypadającą na ten dzień prawosławną uroczystość świętych Piotra i Pawła. Choć objęła ona znacznie mniej miejscowości (67) oraz dwa majątki, to była niemniej krwawa – życie straciło co najmniej 2020 osób. Wśród zniszczonych wsi była Majdańska Huta, której jeszcze wiosną banderowcy zagwarantowali umową bezpieczeństwo w zamian za dostarczanie żywności i podwód.
W napadach brały udział rzesze ukraińskich chłopów-siekierników, którzy palili polskie domostwa i grabili mienie pomordowanych. Blokowano drogi dojazdowe i polowano na uciekinierów, wracających do swych domów lub pogorzelisk.
Ludobójcza dwudniowa akcja spadła na Polaków zupełnie nieprzygotowanych do obrony. Na Wołyniu Armia Krajowa była dopiero w stadium organizacji. Nie funkcjonował żaden większy oddział partyzancki, a tylko słabo uzbrojone oddziały samoobrony.
Jedyną polską akcją ofensywną był przeprowadzony dn. 12 lipca 1943 r. przez bazę w Przebrażu atak na szkołę podoficerską UPA w Trościańcu, gdzie zadano przeciwnikowi dotkliwe straty.
Do kolejnej skoordynowanej akcji UPA na polskie miejscowości doszło w dniach od 28 do 31 sierpnia 1943 r. Zaatakowano wtedy 85 wsi i kolonii w powiatach kowelskim, włodzimierskim i lubomelskim. Zagładzie uległy wówczas m.in. Wola Ostrowiecka i Ostrówki, gdzie życie straciło prawie 1000 osób, wśród których niemal połowę stanowiły dzieci w wieku do 14. roku życia.
W lipcu i sierpniu 1943 r. UPA zaatakowała ponad 830 polskich wsi, kolonii i majątków, zabijając około 20 tys. osób.
Banderowski terror spowodował masowy exodus Polaków do większych miast albo w miejsca stacjonowania oddziałów niemieckich bądź węgierskich. Okupant wykorzystał trudną sytuację poszkodowanych, wywożąc ich na przymusowe roboty do III Rzeszy i werbując mężczyzn do oddziałów Schutzmannschaften.
Wydarzenia „krwawej niedzieli” zmobilizowały kierownictwo polskiego podziemia do bardziej energicznych działań i podjęcia decyzji o tworzeniu polskich oddziałów partyzanckich. Inspirowano też tworzenie kolejnych ośrodków samoobrony zasilając je kadrą oficerską, bronią, finansami i żywnością.